środa, 13 grudnia 2017

Rozdział 12


Livia

Klasztor był ogromny. Wielkie kamienne mury, wilgotne od topniejącego śniegu, sprawiały dość odpychające wrażenie, prowadząca ich Shadya jednak uparcie parła na przód, pod górę, podwijając tylko fałdy czerwonej aksamitnej sukni, by nie ubrudzić jej błotem. Kilka metrów za nią wlókł się Allan, zmizerniały i wyczerpany po zbyt wielu przeżyciach i bez przerwy na odpoczynek od wczorajszego wieczoru. Pochód zamykała ona – Livia. W czarnych spodniach, wojskowych butach i gorsecie zawiązanym na czarnej koszuli wreszcie czuła się sobą. W wewnętrznej kieszeni płaszcza miała ukryty sztylet, chociaż to Shadya, wilkołacza Alfa, odpowiadała za bezpieczeństwo. Po prostu nie mogła się oprzeć.
Przemierzając surowe korytarze klasztoru, czuła na sobie wiele palących spojrzeń. Uśmiechała się tylko pod nosem, nie zwracając na nie uwagi. I tak te nieliczne osoby, które napotykała, nie wydawały jej się godne uwagi. Cała reszta zebrała się na mszy.
Wyglądało to naprawdę dziwnie. Wszyscy zebrani na sali mężczyźni mieli wygolone czubki głowy, jak to zwykle bywa w takich opactwach, jednak ten na podwyższeniu... Charakterystyczne włosy do ramion i nieco niechlujny kilkudniowy zarost. Wyvern. Livia rozpoznała go od razu.
Po zakończeniu mszy Shadya przywołała go gestem. Podszedł bliżej, uśmiechając się sympatycznie.
Witam w ten przepiękny poranek! – zawołał z groteskowo szerokim uśmiechem, znacząco zerkając w stronę okna. O blaszany parapet bębniły krople topniejącego śniegu. Niby od niechcenia przeczesał palcami włosy w kolorze złota, jednak nie dało się nie zauważyć, że było w tym nieco samouwielbienia.
Livio, Allanie, oto mój stary przyjaciel, Anders, przez niektórych nazywany Andersem Nożownikiem. – Shadya pozwoliła, by tamten pocałował jej dłoń.
Ach, dawne czasy. Niewarte wzmianki. – Wzruszył lekceważąco ramionami. – Shadyo, co cię sprowadza do tego ponurego miejsca?
Doskonale wiesz, o co może chodzić.
Wyvern gwałtownie spoważniał.
On naprawdę to zrobił? Nie do wiary, pewien byłem, że nigdy do tego nie dojdzie... Chodźcie za mną.
Odwrócił się na pięcie. Livia, ignorując zirytowane syknięcie starszej wilkołaczycy, nie powstrzymała się od pytania:
Ojcze, jak to możliwe? Wyverny to ponoć istoty piekielne...
Nie, nie mamy nic wspólnego z piekłem – odparł natychmiast ze szczerym zdziwieniem.
Jak to? A słowa przysięgi?
Piekło z przysięgi nie oznacza domu szatana i więzienia dla grzeszników. Chodzi tu o krainę pod ziemią. Świat umarłych, królestwo Hadesa i innych bożków śmierci. – Wyglądał, jakby nie mógł uwierzyć w jej ignorancję. Jakby był nią wręcz oburzony.
Wilkołaczyca umilkła, onieśmielona swoją niewiedzą. Pragnienie ucieczki zaświtało w jej głowie zdecydowanie zbyt późno. Braki miała po prostu gigantyczne...
Cela, chociaż nie znajdowała się w wieży, była zupełnie okrągła. Kamienne ściany całkowicie zakrywały dębowe regały, po brzegi wypełnione starymi księgami i flakonikami z przedziwnymi substancjami. Allan powiódł wzrokiem dookoła jak oczarowany i spytał:
Skąd masz tyle książek?
Wyvern ukazał w uśmiechu ostre kły.
A, parę lat już żyję, więc udało mi się uzbierać to i owo.
Parę lat? A konkretnie?
Sześćset dwadzieścia cztery. – Niby skromnie spuścił wzrok.
Allanowi zebrało się na wymioty. Przecież ten człowiek nie wyglądał nawet na trzydzieści lat! Świat, z którym miał do czynienia, stawał się coraz mniej zrozumiały. Żałował, że w ogóle spytał.
Zapraszam dalej.
Wyvern z pewnym wysiłkiem odsunął od ściany jeden z regałów, ukazując ukryte za nim przejście. Szerokim ruchem odgarnął latające wokół kłęby kurzu i pewnie wszedł do środka. Wypowiedział jakieś dziwne świszczące słowo, którego Livii nie udało się skojarzyć z żadnym ze znanych jej języków, i wiszące w żelaznych uchwytach pochodnie rozbłysły. To pomieszczenie również było okrągłe, po brzegi wypełnione skrzącymi się klejnotami, zardzewiałą i jeszcze dobrą bronią i stosami srebrnych monet.
Wybaczcie, wprawdzie ślubowałem ubóstwo, ale wszystkie wyverny mają słabość do błyskotek. – Uśmiechnął się, jakby było mu naprawdę głupio z powodu bogactwa, jakie zgromadził.
Czy to skóra wyverna? – jęknął Allan, wskazując drżącym palcem na wylinkę ogromnego gada, wiszącą na ścianie. Była zachowana w znakomitym stanie, nawet z tej odległości mógł rozróżnić fakturę pojedynczych łusek.
Zakonnik odwrócił się gwałtownie.
Nie, jak w ogóle można tak sądzić?! Przecież to skóra smoka! Nie wiesz, czym smocze łuski różnią się od wyvernich?!
Właściwie to nie... – Speszony zmiennokształtny spuścił wzrok.
Chodź bliżej, przyjrzyj się. Smocze łuski są zaokrąglone, na brzegach lśniące, im bliżej środka, tym mocniej matowe. Wyvernie są ostro zakończone, całkiem matowe. I przede wszystkim nie różnią się między sobą kolorami tak mocno – mają służyć jako kamuflaż, a nie, jak u smoków, jako ozdoba.
Andersie – syknęła Shadya. Livia aż się wzdrygnęła, kobieta po raz pierwszy zwróciła się do wyverna po imieniu. I to w dodatku niezbyt przyjaźnie.
Tak, oczywiście, już.
Podszedł do stojącej w dalszej części pomieszczenia sterty uzbrojenia i wyciągnął z niej jednoręczny miecz z drewnianą rękojeścią wysadzaną szmaragdami. Skromną togę zastąpił czarnymi spodniami, ciężkimi butami do kolan i czarną koszulą. Do tego rycerskie karwasze wysadzane pięciocentymetrowymi kolcami, nagolenniki, naramienniki, nałokietniki, napierśnik i hełm wykonany na kształt głowy byka z ogromnymi rogami, czarny oczywiście. Wyverny cierpią na niewyjaśnioną miłość do tego koloru. Stan Andersa zdradzał jedynie nadal wiszący na szyi krzyżyk i wystający z kieszeni różaniec.
Możemy iść – oznajmił, kręcąc mieczem ósemki. Zaprowadził ich do pokrytych pajęczynami, popękanych stopni, po drodze biorąc jedną z pochodni.
Na planie nie ma tego miejsca – zauważyła Shadya, rozglądając się z zaciekawieniem.
Oczywiście, że nie ma. To ja kazałem wybudować ten klasztor, a nie jestem tak głupi, by uwzględniać na jakichkolwiek planach swoje tajne ścieżki. Wszystkie projekty, na których mogła być wzmianka o tym przejściu, spaliłem ponad dwieście lat temu. Wraz z poprzednim przeorem.
Livia miała wrażenie, że schodzą całą wieczność. Parę razy mało brakło, a upadłaby, poślizgnąwszy się na mokrych stopniach. Na szczęście wreszcie weszli do niskiego, ale szerokiego korytarza. Wszędzie unosiła się dusząca woń wilgoci, echo zwielokrotniało kapanie wody. Anders orientował się tu jednak perfekcyjnie, wręcz jakby mógł chodzić bez światła, a pochodnię zabrał tylko z uprzejmości.
Uważajcie, przed nami jest pewien drobny problem... – ostrzegł wyvern.
Jak drobny? – spytała obojętnie Shadya, z obrzydzeniem oglądając pokrywający ścianę bezbarwny mech.
Nazywam go „lokatorem”. Trochę już żyję, a jeszcze nigdy nie widziałem czegoś tak złośliwego. Wiem, że powinienem go już dawno... zlikwidować, ale to wbrew temu, czego uczę ludzi.
Tak mi się zdaje, że właśnie idziemy zabijać i niszczyć! – Ewidentnie go prowokowała.
Wampiry to akurat inna sprawa, one są wcieleniem szatana... – Twarz wyverna wykrzywił dziwny grymas, więc Shadya dłużej go nie męczyła. – A oto i lokator.
Zatrzymali się. Przed nimi stał stwór wielkości sporego psa: miał ogromne, okrągłe oczy o błyszczących źrenicach i maleńkie ząbki, wyszczerzone w złośliwym uśmiechu. Kobieta machnęła ręką w koronkowej rękawiczce.
Da się go jakoś wyminąć?
Teoretycznie się da, ale musiałbym go zahipnotyzować.
To hipnotyzuj! Co stoi na przeszkodzie?
Anders powoli wyszedł naprzód, patrząc stworzeniu prosto w oczy i powtarzając dziwną litanię w jeszcze dziwniejszym języku. Stwór wodził za nim wzrokiem. Wyvern nakazał gestem przejść bokiem korytarza. Gdy już znaleźli się po drugiej stronie, przerwał recytowanie zaklęcia, płynnie się oddalając. Lokator rozejrzał się, nie rozumiejąc, dlaczego zdobycz mu uciekła, i zaskowyczał, sfrustrowany. Sądząc po tym, że nie zamierzał węszyć w poszukiwaniu ciepłego tropu, lub chociażby odwrócić się, nie należał do najinteligentniejszych zwierząt.
Shadyo, dlaczego ty go nie zabiłaś? – spytała Livia szeptem.
Dorosła wilkołaczyca spojrzała na nią zaskoczona.
Naprawdę, głupie pytania czasami zadajesz. Nie chciałam zabrudzić sobie nowej sukienki. Czy ty nigdy tak nie masz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz