środa, 13 grudnia 2017

Rozdział 24


*Uwaga! Macie przed sobą rozdział bardzo krótki i bardzo beznadziejny, ale... żeby nie było za dużo spojlerów, poprzestanę na tym, że jest ważny. Dla drugiego tomu i tego, co będzie później. Ale więcej słowa nie powiem!*

Vladimir

Żwir cicho chrzęścił pod butami, zdradzając każdy jego ruch. Szczerze nienawidził tego, chętnie spaliłby pomysłodawcę tego cholerstwa na stosie, wcześniej opróżniając jego żyły z krwi. Ale nie do końca, by mógł jeszcze pocierpieć w ogniu... Ale niestety nie znał tego człowieka. I teraz właśnie, przez niewiedzę tego, kim jest, cierpiał męki, usiłując bezgłośnie podkraść się do ofiary.
Chłopak był młody, chudy, ale wysoki. Gdyby nie to, że w ramionach miał może długość jego przedramienia, można było pomylić go z daleka z Markiem von Lahmanem. Tak samo wysoki, od niego też biła tajemnicza siła. Ale w porównaniu do demona z Wielkiej Przepowiedni, był zwykłym śmiertelnikiem.
Wampir postawił kolejny krok. Kamienie znowu zazgrzytały, jego zęby podobnie, słysząc ten znienawidzony dźwięk. Chłopak chyba coś usłyszał, bo spojrzał nieśmiało nad ramieniem, przybierając tak głupi wyraz twarzy, że Vladimir tylko cudem powstrzymał się od ryknięcia śmiechem. Wesołość raczej była tu nie na miejscu, przecież właśnie zamierzał zabić niewinnego człowieka.
O matko, ale mnie pan przestraszył! – ryknął dzieciak, zanosząc się kretyńskim śmiechem. Vlad już wiedział, że go nienawidzi.
Ale gdzie moje maniery! – Dopadł do oniemiałego wampira, wepchnął mu w rękę swoją dłoń. Była zimna i miękka jak śnięta ryba. Rumun aż się otrząsnął z obrzydzenia. – Nazywam się Wolfgang, ale byłbym wdzięczny, gdybyś tak do mnie nie mówił. Ludzie nazywają mnie Nightmare.
Nie wytrzymał, ryknął śmiechem.
Nightmare? To znaczy koszmar, tak? Jakim to cudem otrzymałeś takie przezwisko?
Chłopaczek przybrał poważną minę.
Jestem wampirem.
Kolejny wykolejeniec, jak nic. Chyba mam talent do spotykania ludzi jego typu... Vladimir znowu się uśmiechnął nieco złośliwie.
Co się śmiejesz, dziadku? – Młodemu się to nie spodobało. Syknął, pokazując sztucznie naostrzone kły. Ciekawe, ile bólu musiały go kosztować...
Posłuchaj mnie, ty mały idioto. Nie jesteś wampirem, tylko jakimś oszołomem, jasne?
Oszołomem?!
Nie złość się i pozwól, że wrócę do kolacji, głodny jestem.
Gdzie ty widzisz tę kolację?!
Przed sobą, cholerny kłamco! – Skoczył na dzieciaka, obnażając kły, przycisnął go z całej siły do muru, unosząc kilka centymetrów nad ziemię.
Trzeba przyznać, że idioci zawsze smakowali wybornie.
Chłopak zawył, z całej siły zdzielił go pięścią w twarz. Jak na kogoś o tak mikrym umięśnieniu, miał zaskakująco dużo siły – wampir odskoczył, masując lewy policzek. Zmarszczył brwi, zdziwiony. Ten dzieciak chyba naprawdę myślał, że jest wampirem... Ani się obejrzał, a chłopak złapał go za ramię i boleśnie zacisnął palce. Vladimir jęknął, od wielu lat nie walczył z ludźmi, więc zapomniał o ich metodach walki. Wampiry takich nie używały. Całe ramię obezwładnił potworny skurcz. Szaleniec nachylił się nad nim, zupełnie jakby chciał zatopić mu swoje sztuczne kły w gardle. Szybko chwycił go za szyję i z całej siły zacisnął palce. Coś chrupnęło, oczy przeciwnika robiły się stopniowo coraz większe.
Nie jesteś wampirem, młody, kto naopowiadał ci takich głupstw?
Ja... – wykrztusił. Vladimir rozluźnił ucisk, był zbyt ciekaw odpowiedzi chłopaka, żeby go teraz zabić. Zwalił jego bezwładne ciało na bok. Szaleniec chwilę gwałtownie łykał powietrze.
No, mam kolejny dowód – wampiry nie oddychają – powiedział ze śmiechem, klękając obok napastnika. Chudy jak szczapa blondynek spojrzał na niego z nienawiścią.
Jestem wampirem, ale młodym.
Nie wydaje mi się.
A pan to niby skąd może wiedzieć?
Słyszałeś o hrabi Draculi?
A po co miałbym się kimś takim interesować? – odpowiedział pytaniem.
Bo masz go przed sobą. Więc jaki idiota wmówił ci, że jesteś wampirem?
Ja... eee... Zostałem ugryziony przez wampira i nie umarłem, więc chyba nim jestem?
Prawie. Zapomniałeś się zabić. Ale chcesz – ja to mogę zaraz naprawić. – Uśmiechnął się diabolicznie.
Chłopak pobladł.
No nie wiem...
Widzę, że już i tak żyjesz jak wampir. A tak przynajmniej inni nie będą mieć powodu, by się z ciebie śmiać. Więc jak będzie?
Szaleniec uparcie milczał. Pewnie myślał, że niechcący wdał się w niemiłą utarczkę z jakimś psychopatą, próbującym teraz go zabić, nie pozostawiając świadków. Śledził go pewnie od miasta, a teraz znalazł wreszcie dogodny moment. Wykorzystując jego słabe doświadczenie, pewnie nawet nie spróbuje walki...
Nie chcąc do tego dopuścić, poderwał się i przyładował mu z byka. Vladimir bez żadnego wysiłku dosłownie rzucił nim o ścianę, następnie podszedł bliżej i pomimo głośnych protestów, położył obie dłonie na chudym karku Wolfganga. Szarpnął, rozległ się chrzęst łamanych kości, ciało bezwładnie wysunęło mu się z rąk. Usiadł obok niego, czekając cierpliwie. Obserwował delikatnie sączącą się krew, wypływają z miejsc, w których zgruchotanie kręgi przebiły skórę. Był cierpliwy.
W końcu chłopak drgnął, pomasował dłonią powoli wskakujące na swoje miejsca kości. Jęknął, unosząc rękę do oczu.
To ja nie umarłem?
Właściwie to tak. Ale dopiero pierwszy raz. Potem pójdzie już z górki... – Zaśmiał się ze świetnego w swoim mniemaniu dowcipu.
Nie zabiłeś mnie?!
Przecież mówiłem, że tak! Ale nie na dobre. Nightmare... Nie no, należy ci się uznanie za talent do wymyślania przydomków. Pasuje do ciebie, jak... Chociaż powiem ci, że ja bym umarł ze strachu, jakbyś mi się przyśnił. Ze strachu, że to może być prawda!
To ja teraz jestem wampirem?
Tak, cholera jasna, przecież cały czas ci o tym mówię! – Już mu nie było wesoło.
Podniósł się, usiadł powoli, masując połamane przed chwilą kości. Rozejrzał się, testując swój nowy, lepszy wzrok. Wzdrygnął się, gdy tuż obok przebiegł bezpański pies. Natychmiast poderwał się i skoczył w jego kierunku. Rumun chwycił go w pół i z powrotem osadził na ziemi.
Co ty robisz?! Zwierzęcą krew chcesz pić?!
A dlaczego nie?! To nie lepiej przypadkiem, niż ludzką? Nie ma się na sumieniu niczyjego życia...
Według wyvernów ma się na sumieniu życie, i to chyba nawet bardziej wartościowe od ludzkiego.
Jak to? Kto to, ci wyverni?
Te wyverny. Coś w rodzaju automacików do likwidowania nas. Połączenie skrzydlatego gada z maszynką do mięsa. Jeszcze ci wszystko wytłumaczę. W każdym razie te gady mają nam za złe, gdy mordujemy zwierzęta, ludzi jakoś się nie czepiają. Albo czepiają się, ale mniej. Nieważne. Zwierzęta są nietykalne, zabiciem byle psa nagrabisz sobie bardziej, niż zabiciem króla. Rozumiesz?
Ta, jasne. To co mam jeść?
Ludzką krew, to chyba oczywiste. Chodź ze mną. Pokażę ci coś. – Wstał, otrzepał ubranie, ruszył w dół ulicy. Dopiero po chwili zorientował się, że chłopak nie idzie za nim.
Gdy się odwrócił zauważył, że pan Koszmar stoi na środku, zgnębionym wzrokiem wpatrując się we własne nogi. Chwilę milczał, następnie powiedział ledwo słyszalnie:
Wiesz, zawsze mnie mdliło na widok ludzkiej krwi...
Oj, zapewniam, że to się już zmieniło.
Wolałbym poprzestać na zwierzętach, jeśli to nie problem.
Dla mnie nie, ale nie miej pretensji, gdy jakiś wyvern uweźmie się, że chce odrąbać mieczem akurat twoją główkę. Mi szkoda nie będzie, ale tobie pewnie tak.
Ale co mnie te całe wyverny obchodzą?! Jestem wampirem, przecież jestem niezniszczalny, jakaś banda kretynów nie ma nade mną władzy!
Nie byłbym tego taki pewien. Na pocieszenie powiem ci, że w naszej historii odnotowano jak na razie jedynie dwa przypadki, w których wampir uciekł wyvernowi. Jednym jestem ja, drugim mój kolega, zabity potem przez brata jednego z wyvernów... Nieważne, w każdym razie chciałbym cię uświadomić, że jeszcze się nie zdarzyło, by wampir zabił wyverna.
Przed chwilą mówiłeś zupełnie co innego.
Czy ty masz coś ze słuchem? Uciekłem wyvernowi, ale go nie zabiłem. Zraniłem go w trakcie walki, ale na tych potworach wszystko goi się jak na psach... za chwilę i tak deptał mi po piętach. Idziesz czy nie?
Idę... A nie dałoby się z nimi jakoś negocjować?
Jasne, że by się dało. O ile umie się mówić ze sztyletem wbitym w serce. Chodźże wreszcie i przestań mi zadawać głupie pytania.
Chłopak poszedł za nim, widocznie zawiedziony tym, że nie może się już niczego dowiedzieć. Cały czas usilnie powstrzymywał się od odezwania. Ludzie, ratujcie, stworzyłem potwora...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz